Go down
Rhys McDonald
Rhys McDonald
Świeża krew

Litości! Empty Litości!

Nie Mar 18, 2018 10:04 pm
Litości! YCrNUZM
listopad/grudzień 251 r. -- "Rapture"

Ten wieczór był wyjątkowo ponury. Od rana mgła spowijająca miasto była wyjątkowo gęsta i jakby ciężka. A wraz z mijającymi godzinami sytuacja ani trochę się nie poprawiała. Przedzierając się przez nią miało się wrażenie, że oblepia człowieka, przywiera do każdego odsłoniętego fragmentu skóry, a nawet próbuje się wedrzeć pod okrycie powodując nieprzyjemne dreszcze. Mocno ograniczała widoczność, tłumiąc światła lamp i łagodząc zarysy górujących nad ulicami budynków. Osiadała na włosach i ubraniu pokrywając je milionami drobnych niczym piasek kropel.
Rhys cały dzisiejszy dzień spędził na rodzinnych plantacjach, przemieszczając się od jednej do drugiej i nadzorując kwartalny przegląd urządzeń filtrujących. Było to jedne z najważniejszych wydarzeń i czynności, ponieważ od ich dobrego działania zależało zdrowie i dobry rozwój hodowanych roślin oraz zwierząt. Od około dwóch lat Rhys sprawował pieczę nad tymi działaniami, osobiście czuwając nad wszystkim, kompletując raporty i wykonując większość pozostałej roboty papierkowej. Zawsze zaczynało sie jednak od działań w terenie - upierdliwych, męczących, ale w jego oczach absolutnie koniecznych. Zatrudniał fachowców i ufał im, ale jednocześnie pamiętał o zasadzie "pańskie oko konia tuczy". Więc oprócz cotygodniowych objazdów hodowli i upraw, wolał też mieć je przy sprawdzaniu urządzeń, od których uzależniony był ich biznes. Będzie spokojny dopiero jak sam się przekona, że wszystko w porządku.
Całodzienna akcja sprawiła jednak, że do swoich apartamentów wrócił wymemlany, zmęczony i wilgotny od mgły. Jedyne czego pragnął to paść na łóżko i nie wstać z niego co najmniej do następnego ranka. Niestety nie miało być mu to dane. Nie zdążył nawet się przebrać, kiedy zadzwonił telefon. Ojciec, poprzez swojego asystenta, zawiadomił go o bardzo ważnym gościu, którym należy się zająć. Oczywiście nie mógł tego zrobić osobiście, ale od czego miał syna? Rhys z trudem powstrzymał się przed pieprznięciem telefonem o ścianę - co byłoby aż nadto wyraźną manifestacją, co myśli o tym pomyśle. Zamiast tego zacisnął jednak zęby. Nie siląc się na próby pertraktacji, zgodził się na spotkanie. Jeszcze tylko ten jeden wieczór... Jakoś to wytrzyma...

Z niejakim panem Brownem, podstarzałym acz eleganckim jegomościem, spotkał się pod ostatnio popularnym klubem "Rapture". Wcześniej zdążył doprowadzić się do porządku. Ułożył włosy (co polegało na uczesaniu ich i przylizaniu, nie miał siły na finezję), założył jeden ze swoich ulubionych garniturów w kolorze głębokiego grafitu oraz wzorzystą czerwoną kamizelkę, ładnie kontrastującą z całością stroju. Prezentował się doskonale, jedynie lekko podkrążone oczy zdradzały, że miał za sobą ciężki dzień.
Po wymianie uprzejmości, prowadzony przez Browna (który w przeciwieństwie do niego nie był tu raczej pierwszy raz), wkroczył do środka lokalu. Trzeba przyznać, że wystrój zrobił na nim wrażenie. Wnętrze było urządzone z przepychem, ale nie sposób było zarzucić mu braku klasy. Wszystko wokół charakteryzowało się wyczuciem i smakiem, w czym niewątpliwie maczały palce niejakie panny Foster.
Nie miał jednak czasu na dłuższe zachwyty, bo po pozbyciu się płaszcza, razem z Brownem od razu udali się w stronę jednej z pobliskich loż.

Wieczór mijał denerwująco powoli, co wyraźnie dawało mu się we znaki. Brown okazał się kompletnie nieciekawym kompanem do rozmowy. Do tego miał wyjątkowo denerwującą manierę związaną z wpadaniem w monologi. Rhysa najpierw to usypiało, a aktualnie z każdą chwilą coraz bardziej denerwowało. Mimo tego ani na moment nie zdejmował maski człowieka uprzejmego i zainteresowanego każdym słowem towarzysza. Tylko kolejne szklanki whisky opróżniały się coraz częściej - szczególnie po stronie Browna, o co bardzo dbał. Tak, niewątpliwie będzie to cudownie spędzony wieczór. Nie jego wina, jeśli jego kompan szybko go zakończy i niewiele z niego zapamięta...
Zajęło to trochę czasu, ale w końcu udało mu się osiągnąć cel, jednocześnie udając mu się nie skończyć podobnie. Z ulgą przekazał towarzysza w ręce obsługi, która odprowadziła go do czekającej na zewnątrz taksówki. Sam usiadł przy barze, jednocześnie zdając sobie sprawę, że gdzieś zapodział marynarkę... No trudno, cholera z tym. Nie powinien zbyt szybko wracać do domu - mógłby zostać posądzony, że nie poświęcił mu wystarczająco dużo czasu. Nie było więc wyjścia, musiał posiedzieć tu jeszcze pare godzin. Niewątpliwie jego wytrzymałość zostanie wystawiona na próbę.
Pomasował nasadę nosa, czując jak szumi mu w głowie...
Marceline D. Foster
Marceline D. Foster
Śnieżynka

Litości! Empty Re: Litości!

Pon Mar 19, 2018 12:31 am
Nie musiało jej tutaj być, ale często zwyczajnie lubiła obserwować ludzi naokoło, choć zawsze wiązało się to z rozmowami, dyskusjami, drinkami, toastami i wszechobecnym hałasem, muzyką, śmiechami ludzi. Mogła jednak, jak dzisiaj, schować się przed tym wszystkim chociaż w połowie - obserwując klub z górnej loży, na którą nikt nie miał wstępu i z której nie było jej widać. Ażurowa kotara (bo określenie - firana, choć ciśnie się na usta, to jednak kojarzy się raczej z krochmalonymi białymi firankami u babci, zza których ta zerka na ulicę) odcinała ją od ciekawskich spojrzeń, ale zapewniała dobry widok na salę, która przecież była całkiem dobrze oświetlona ciepłym, żółtym światłem. Ona za to siedziała w półmroku - światło z sali było wystarczające by widzieć swój kieliszek wina. Niczego więcej nie potrzebowała. Czasem uważny obserwator mógłby dostrzec rozjarzającą się w ciemności koncówkę papierosa, ale kto tak wlaściwie wiedział, że jedna z sióstr jest na posterunku? Pewnie nikt, poza obsługą, która taką informację przekazywała sobie lotem błyskawicy - trzeba wiedzieć kiedy szefowe patrzą. Zgodnie z zasadą, której hołdował również Rhys, pańskie oko konia tuczy. Wszyscy lepiej pracowali, mając świadomość, że gdzieś tam jest jedna z sióstr i wydaje się być bardzo zajeta książką.. a może jednak nie? Z tą dwójką nigdy nie było wiadomo.
Mercy, jako uważny obserwator, rzuciła się w oczy pozostawiona w jednej z lóż marynarka i zanim zajął się nią któryś z pracowników - posłała po nią jednego z młodych kelnerów, który akurat miał na oku lożę Mercy i jej ewentualne zachcianki wymagające jego interwencji. Kobieta wychodziła z założenia, że wina potrafi nalać sobie sama, ale nigdy nie wiadomo, a on wolał by się nie spóźnić na jej zawołanie.
Ruszyła się więc ze swojego spokojnego miejsca i zeszła na dół, zapewne ściągając na siebie kilka spojrzeń, bo schody biegły na dół wzdłuż jednej ze ścian klubu. Kelner pojawił się przy niej z marynarką przewieszoną przez przedramię i ruszył za Foster, trzymając się o pół kroku z tyłu.
- Czy dzisiejszy wieczór jest aż tak ciężki, że zamierza pan porzucać częsci garderoby? - odezwała się Mercy, pojawiając się przy wyraźnie zmęczonym Rhysie. Wyglądał jakby się przepracowywał, doskonale znała ten stan, ale jako kobieta umiejętnie maskowała go kosmetykami.
Pachniała delkatnie konwalią, zapach nie był typowo wieczorową nutą, mógł ginąć w oparach alkoholu, papierosów i innych używek. Na sobie miała białą, wyszywaną diamencikami suknię, jak zwykle ze sporym dekoltem i jak zwykle długą do ziemi.
Rhys McDonald
Rhys McDonald
Świeża krew

Litości! Empty Re: Litości!

Pon Mar 19, 2018 12:56 am
Atmosfera klubu działała na niego usypiająco. Ciepły półmrok, jednostajny gwar głosów i cicha muzyka w tle sprawiały, że z każdą chwilą tracił ostrość myślenia i szybkiej oceny sytuacji. Oczywiście daleko mu było jeszcze do pokładania się na barowym blacie i ucinania drzemek - na taki wstyd nie pozwolił by sobie nawet w sytuacji skrajnej. Za bardzo cenił swój wizerunek. Nic nie mógł jednak poradzić, że w kontraście do porządnego ubrania, on sam prezentował się w tej chwili raczej marnie. Oparł podbródek na dłoni i skierował nieobecne spojrzenie gdzieś w stronę sceny. Przytępienie które go ogarnęło sprawiło, że zauważył zbliżającą się Foster dopiero gdy znalazła się kilka kroków od niego i tylko dlatego, że jej jasna suknia wyraźnie odcinała się na ciemnym tle.
Zanim się odezwał, zamrugał kilka razy, próbując odzyskać ostrość widzenia. Następnie wyprostował się i uśmiechnął - całkiem ładnie jak na jego aktualne możliwości. W końcu miał do czynienia nie byle z kim. Nawet słabo kontaktując doskonale wyczuwał otaczającą ją aurę. Władczyni. - Nie zamierzam porzucać żadnych innych części owej garderoby, jeśli o to chodzi. Proszę się nie martwić. - zapewnił z nutą rozbawienia w głosie. Najwyraźniej nie było z nim jeszcze tak źle, skoro zebrało mu się na żarty. A może tak podziałał na niego ton głosu Mercy, zapewne nie jego jednego stawiający na równe nogi?
Marceline D. Foster
Marceline D. Foster
Śnieżynka

Litości! Empty Re: Litości!

Pon Mar 19, 2018 1:21 am
Jej aura była widoczna doskonale, nawet dla kogoś o małej empatii. Bądź kogoś tak zmęczonego jak obecnie biedny Rhys, który, gdyby mógł - zasnął by z nosem w popielniczce stojącej nieopodal. Mimo wszystko jego ubrania wyglądały nienagannie, choć pewnie nie był trzeźwy. Pytanie jednak czy któryś z klientów był?
Kelner oddał marynarkę mężczyźnie i ulotnił się zgrabnie, jak to tylko dobrzy kelnerzy potrafią. Marceline usiadła na wysokim barowym stołku zaraz obok Rhysa i oparła swoją kopertówkę, pasującą wzorem do sukienki, na malutkiej półeczce pod blatem, stworzonej specjalnie na takie okazje, dla wszystkich kobiet z rękami zajętymi przez torebki. Jasne, wiele z nich zostawało potem zapomnianych i musiało wracać do swoich właścicielek drugiego dnia, ale tak to już było. Pojawiały się ważniejsze rzeczy albo zwyczajnie alkohol mieszał im w głowie tak, że osobiste rzeczy wydawały się mniej ważne.
- To bardzo dobrze - uśmiechnęła się kącikiem ust, najwyraźniej tym komentarzem rozbawiona - Byłoby całkiem nieodpowiednim, gdyby któryś z gości pana klasy zamierzał pokazywać się tu w negliżu - aczkolwiek to, co działo się na bardziej zamkniętych imprezach elit było zwykle owiane tajemnicą. Tam jednak nie miały dostępu dobrze ubrane osoby z drugiej strefy, elita miała swobodę zabaw i hulanek. Jednakże to, co się wtedy działo zostawało właśnie tam - za ścianami budynków, w których miało miejsce.
- Wydaje się pan jednak zmęczony. Ciężki dzień? - powiodła wzrokiem po barze, uniosła spojrzenie na barmana, a gdy ten złapał jej wzrok, skinęła mu głową. Po skończeniu zamówienia zabral się od razu za następne, stawiając przed Mercy wysoką szklankę z jakimś drinkiem i przed McDonaldem to, co brał poprzednio - czyli zapewne whiskey. Co prawda drinki sióstr Foster miały w sobie alkoholu tyle co nic, zawierając jego symboliczną ilość, jednak tego goście nie musieli wiedzieć.
Rhys McDonald
Rhys McDonald
Świeża krew

Litości! Empty Re: Litości!

Pon Mar 19, 2018 7:26 pm
Nie mógł być trzeźwy, skoro jeszcze niedawno upijał Browna. Aż takich umiejętności i wtyk w Rapture nie miał, żeby kogoś upić, samemu nic nie wypiwszy. Cudem już było, że wlał w siebie tak mało. Co zresztą i tak mu nie pomogło, zmęczenie dawało o sobie znać i skutecznie osłabiało jego odporność na działanie alkoholu.
Podziękował, przyjmując podawaną mu marynarkę. Położył ją na wolnym stołku obok, po czym odwrócił się do Marceline, który zajęła ten z drugiej strony. Uniósł ledwo zauważalnie brwi. Ciekawiło go skąd wzięło się jej nagłe zainteresowanie jego osobą, ale na razie postanowił nie poruszać tego tematu. Bo w to, że osobiście zajmuje się każdym klientem klubu nijak nie uwierzy. Jego przemyślenia szybko zostały rozwianie za pomocą dwóch prostych słów - "pana klasy". To mu nieco rozjaśniło sytuację.
- Dla co poniektórych byłby to pewnie bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności, zobaczyć mnie podczas takiej akcji... - skrzywił się lekko, po czym parsknął śmiechem. Oczywiście miał na myśli ludzi, którzy chcieliby zaszkodzić jemu, jego rodzinie lub firmie. Bo nie łudził się, że nie posiada wrogów. To byłoby myślenie bardzo życzeniowe i bardzo niebezpieczne. Zadowalał się jednak tym, że żaden z nich nie śmiał jak dotąd podejmować wyraźnych kroków. Co do tego, że patrzą, nie było żadnych wątpliwości.
O zamkniętych imprezach jeszcze nie zdążył usłyszeć - bo i nie były one zbyt usilnie reklamowane. Jeśli w ogóle. A on nie należał do stałych bywalców, którym w zaufaniu można było powierzyć informacje na temat wspomnianych wydarzeń. Żył więc w błogiej nieświadomości, skupiając się na swoich sprawach, tj głównie pracy.
Oparł przedramię o blat baru, spoglądając na Foster z większą niż wcześniej uwagą. - Nie jest to chyba prowokacja do zanudzenia Pani opisem mojego dnia, panno...? - jak już zostało wspomniane, podejrzewał z kim ma do czynienia. Należało to jednak uściślić, skoro już tak miło sobie gawędzą. Za kolejną szklaneczkę whiskey podziękował skinieniem głowy. Nie podniósł jej jednak do ust, a jedynie obracał powoli na blacie, czekając na odpowiedź Mercy.
Marceline D. Foster
Marceline D. Foster
Śnieżynka

Litości! Empty Re: Litości!

Pon Mar 19, 2018 11:26 pm
Prawdą było, że jeśli starał się upić Browna to musiał chociaż wyglądać jakby chciał dotrzymać mu kroku, a to w połączeniu ze zmęczeniem po całodniowej pracy - i to dość intensywnej dzisiejszego dnia - musiało zaowocować stanem upojenia. Mniejszego bądź większego, tego nie sposób było określić na chwilę obecną, bowiem odzywał się raczej dość składnie i normalnie, na ile mogła powiedzieć. Z drugiej strony zmęczenie na jego twarzy było wyraźnie widoczne.
A Mercy.. czasem interesowała się klientami tak po prostu, z czystej ciekawości, szczególnie jeśli ci pojawiali się w progach ich klubu po raz pierwszy dopiero teraz. Tyle lat po otwarciu..
- Zapewne. Choć niektórym zdarza się to na tyle często, że przestaje być atrakcją - powiodła wzrokiem po sali i niby od niechcenia zatrzymała spojrzenie na jednej czy dwóch osobach, nienachalnie i mimochodem.
Niektórzy znani byli z takich wyskoków na używkach, mniej czy bardziej widowiskowych akcji. Uniosła do ust szklankę i napiła się, zwracając twarz znów do Rhysa.
- Marceline, panie McDonald. Rhys, prawda? - uśmiechnęła do mężczyzny, odstawiając drinka na blat. Nie sądziła, by nie wiedział kim jest. Może to jej ego, a może zwyczajnie krąg ludzi u samej góry był tak niewielki, że każdy każdego kojarzył, nawet jeśli nie mieli ze sobą większego bezpośredniego kontaktu. Taki już urok tego miejsca i ich pozycji.
- Zanudzenia? Słyszałam, że jest pan bardzo zajętym człowiekiem, tyle pracy, a jednak nuda? - jawna prowokacja, małe podgryzanie, była ciekawa jak zareaguje.
Rhys McDonald
Rhys McDonald
Świeża krew

Litości! Empty Re: Litości!

Wto Mar 20, 2018 8:30 pm
W jego przypadku upojenie było raczej mniejsze niż większe. A przynajmniej takie wrażenie robił. Tak naprawdę sam nie wiedział ile musiał by wypić, aby wyraźnie było to po nim widać - należał do tego typu ludzi, którzy zachowywali się prawie całkiem normalnie do czasu przekroczenia granicy i zwalenia się pod stół. Ale tego Foster ani nikt inny nie mógł wiedzieć, bo Rhys jeszcze nie doprowadził się do aż tak opłakanego stanu i stanowczo nie planował tego robić.
- Tylko współczuć. - uśmiechnął się samym kącikiem ust. Widząc, że Mercy rozgląda się po sali, również skierował wzrok w tamtą stronę - nie był w stanie jednak określić, na kogo dokładnie patrzy. Wrócił więc do swojej szklaneczki whiskey, którą nadal się bawił, od czasu do czasu rzucając bliżej nieokreślone spojrzenia na kołyszący się w niej płyn.
- Nie inaczej. - odparł na jej pytanie z uśmiechem, jednocześnie wyciągając dłoń w jej stronę. Darował sobie naciąganą szarmanckość i całowanie w rączkę. Miał przeczucie, że w przypadku Marceline byłoby to w jakiś sposób nieodpowiednie. Potraktował więc ją jak osobę równą sobie, co zdarzało się relatywnie rzadko, biorąc pod uwagę poczucie wyższości w którym go wychowano i które czuł wobec większości ludzi, nawet jeśli nie dawał im tego odczuć. - Jestem zaszczycony. - dodał jeszcze na zakończenie. To, że go znała, nie zdziwiło go szczególnie. Odkąd zaczął piąć się ostro w górę po szczeblach hierarchii, był raczej rozpoznawalny w środowisku wyższych sfer.
Uniósł lekko brwi, słysząc jej pytanie, a na jego ustach pojawił się przekorny uśmiech. - Wie pani... Większość ludzi nie związanych bezpośrednio z tematem, podchodzi raczej niechętnie do rozmów o tym, co dla mnie jest codziennością. To jest o nawozach, filtrach, glebie, oborniku i innych równie przyjemnych rzeczach. Ku mojej ogromnej przykrości, bo sam uważam to za bardzo ciekawe. Ale cóż poradzić? Nic na siłę. - zrobił nieco przesadnie nieszczęśliwą minę, po czym wzruszył ramionami. Chętnie dodałby jeszcze, że nikt nie umarł jeszcze od rozmów o pierdołach, więc sobie radzi... ale w porę ugryzł się w język. Podejrzewał, że właśnie głównie rozmowami o pierdołach Mercy zajmuje się w swoim klubie (nie licząc typowo menadżerskich/właścicielskich spraw), a nie chciał jej w żaden sposób urazić.
Marceline D. Foster
Marceline D. Foster
Śnieżynka

Litości! Empty Re: Litości!

Wto Mar 20, 2018 9:11 pm
Tak, tego wiedzieć nie mogła, bo nie miała takich doświadczeń z jego osobą. Właściwie, aż do teraz nie mieli ze sobą większego kontaktu, poza zapewne jakimś skinieniem głową na którymś charytatywnym balu, gdzie pojawiały się siostry Foster. Akurat w działalnosć charytatywną angażowały się dość mocno, organizując bale czy też aukcje a także biorąc w nich udział. Jakoś jednak nie mieli okazji poznać się lepiej z Rhysem, ot, zwyczajnie żadna ze stron nie widziała w tym większego interesu. Teraz jednak McDonald pojawił się w Rapture, a Mercy mimo wszystko była dość ciekawską osobą, nawet jeśli zazwyczaj nie było tego po niej widać. Mężczyzna przyszedł na ich teren właściwie, mógł więc spodziewać się zainteresowania właścicielek, a raczej obecnie właścicielki klubu. Niektórzy klienci nie byli ważni, byli tłem. Inni wręcz przeciwnie. Odbijało się to w sposobie lawirowania po sali kelnerów i reszty pracowników. Byli tacy, którzy mogli się czuć pokrzywdzeni i tacy, którzy nie mogli. Ot, klasowa niesprawiedliwość, życie nigdy nie było fair, a na szczycie było widać to wyraźnie.
Była przyzwyczajona do całowania w rączkę. Niektórzy błędnie odbierali jej osobę jako bawiącą się klubem kobietkę, której ojciec realizuje zachcianki. W niektórych przypadkach sama starała się, by na taką wyglądać. W jej królestwie, którym było Rapture, ciężko było jej jednak ukryć pewną.. władczosć ruchów, gestów, słów. Ale ponownie, niektórzy tego nie widzieli, bądź widzieć nie chcieli, tutaj bywało różnie. Uścisnęła jego dłoń, choć nieco zaskoczona tym złamaniem zasad savoir-vivre przez kogoś takiego jak Rhys, mimo wszystko uścisk miała pewny, na pewno nie mdły. I nie skomentowała tego w żaden sposób, nawet uniesieniem brwi, w końcu nie wypada.
- Często zadziwia mnie jak mało ludzi interesuje świat naokoło. Może po prostu to ta.. przyziemność tematów ich mierzi? Wolą słuchać filozoficznych dysput o życiu czy plotek.. Nie o hodowli niezbędnych nam do życia warzyw czy, na przykład, badaniach nad Limbo i mutacjami - pokręciła lekko glową, włosy zafalowały naokoło jej twarzy - Ciężko to jednak roztrząsać. Szczególnie, że wydaje się pan zbyt zmęczony by podejmować takie tematy - nie pytanie, ale jednak trochę tak. Czy ma mu dać spokój, bo chce zniknąć już z Rapture i udać się do domu albo posiedziec dalej w samotności, ze szklanką whiskey? Czy towarzystwo Mercy jest mu niemiłe? Nie pytała wprost, ale założyła, że Rhys akurat te niewypowiedziane pytania powinien rozumieć.
Rhys McDonald
Rhys McDonald
Świeża krew

Litości! Empty Re: Litości!

Sro Mar 21, 2018 1:40 am
Na razie rzeczywiście nie mieli okazji bliżej się poznać, nie licząc nielicznych spojrzeń na wspomnianych balach charytatywnych. Cały czas na tego typu imprezach brylował jeszcze jego ojciec, a on co najwyżej stanowił tło dla jego osoby. Dopiero niedawno, wraz z przejmowaniem formy, i to zaczęło się stopniowo zmieniać - za wcześnie jednak było, aby zdołał nawiązać kontakt z pannami Foster. Stawiał dopiero pierwsze kroki w tego typu wydarzeniach i nie złapał jeszcze dobrze równowagi. Była to jednak tylko kwestia czasu. Wszyscy już chyba zdawali sobie sprawę jak duże ma plany oraz ambicje, i jak szybko przychodzi mu ich realizowanie. Oraz jak szybko jego własny ojciec stał się od niego zależny.
Uśmiechnął się pod nosem, czując jak stanowczy był uścisk jej dłoni. O zasadach związanych z witaniem się chwilowo zapomniał, wybitnie nie miał tego wieczoru do tego głowy. Skupił się bardziej na Mercy, która niewątpliwie była tu niepodważalną królową. A jak podejrzewał, zapewne nie tylko tu. Bardzo by się zdziwił, gdyby jej pewność siebie zmalała w przypadku znalezienie się poza swoim terenem. Tym bardziej zastanawiało go, dlaczego ktoś o tak silnej osobowości zajmował się głównie klubem. Jej pozycja niewątpliwie pozwalała jej na więcej. Czemu więc się ograniczała? Naciski ze strony rodziny były raczej mało prawdopodobne, nie wyglądała mu na kogoś kto uległby tego typu presji. Ale też nie znał jej wystarczająco dobrze aby pozwolić sobie na snucie wystarczająco prawdopodobnych wersji takiego stanu rzeczy. Cóż, zapewne miała swoje powody. Rhys nie był pewny czy w związku tym należało by się mieć na baczności. Niewątpliwie w najbliższych tygodniach bardziej zainteresuje się rodziną Fosterów.
- Sądzę, że rozmowa o kupie jest poniżej ich godności. - zaśmiał się, kątem oka pilnie obserwując jej reakcję. Czy na jej twarzy pojawi się chociaż cień zniesmaczenia...? Lubił w ten sposób sprawdzać ludzi. Chociaż chyba nie była to dobra pora na tego typu zabawy, co dosyć mocno już odczuwał. Skorzystał więc z okazji. - Dziękuję za troskę. Chyba rzeczywiście mam już dosyć jak na dzisiaj. Bardzo żałuję, że nie mogę kontynuować tak ciekawie zapowiadającej się rozmowy, ale czas żebym wrócił do siebie. - odparł, sięgając po marynarkę. - Bardzo dziękuję za... opiekę. I rozmowę. Liczę na kontynuację za jakiś czas. - dodał jeszcze, a jego słowa były całkowicie szczere. Niewątpliwie jeszcze zajrzy do Rapture!

Litości! YCrNUZM
druga połowa września 252 r. -- "Rapture"

Tak jak postanowił, Rhys zaczął pojawiać się w klubie regularnie. Co w jego przypadku oznaczało coś koło raz na dwa-trzy miesiące. Nie dane mu było jednak zaznać ponownie swobodnej rozmowy sam na sam z właścicielką, ponieważ zwykle ktoś mu towarzyszył - zwykle stali klienci, potencjalni partnerzy lub osoby które z jakiś powodów pragnęły zyskać sobie jego względy. Na szczęście żadne z nich nie było takim towarzyskim niewypałem jak Brown, więc zwykle chwalił sobie te wieczory, spędzane na mniej lub bardziej interesujących konwersacjach, w znajomej atmosferze Rapture. Za każdymi kolejnymi odwiedzinami cenił sobie to miejsce bardziej, chociaż nie wpłynęło to na częstotliwość jego wizyt.
W końcu jednak nastał ten dzień. Wolny wieczór i żadnych spotkań! A jednocześnie silna potrzeba rozmowy z kimś, której nie mógł spełnić przy pomocy swojej siostry (zwykle to jej zawracał głowę w takich chwilach, ale akurat gdzieś wybyła). Lepsza okazja by się nie trafiła, więc postanowił udać się do klubu. Może będzie miał szczęście i trafi na właścicielki...?
Tym razem prezentował się znacząco lepiej niż przy pierwszej wizycie. Wszedł do środka w pełnej klasie, wręcz promieniując dobrym nastrojem i charakterystyczną dla siebie, przyciągającą uwagę energią. Oddał szary płaszcz obszyty na kołnierzu krótkim, burym futrem. Następnie strzepnął niewidoczny pyłek z rękawa marynarki i udał się w stronę baru. Usiadł, zamówił brandy, po czym upił łyk i rozkoszując się smakiem, skierował spojrzenie w głąb sali. Nie przyglądał się nikomu konkretnemu, ot niespiesznie przesuwał wzrokiem po gościach klubu.
Marceline D. Foster
Marceline D. Foster
Śnieżynka

Litości! Empty Re: Litości!

Sro Mar 21, 2018 1:06 pm
Klub sobie takim zwykłym klubem nie był, ale to tylko dla niewielkiej grupki ludzi. Nie wszyscy też wiedzieli o dostępnych tu narkotykach chociażby. Oferta rozrywkowa była więc spora, dla tych którzy chcieli w tym pogrzebać głębiej, jakkolwiek źle by to nie brzmiało. Wymagało to jednak trochę wysiłku ze strony klienta.
Faktycznie Rhys do niedawna pozostawał w cieniu swojego ojca, robiąc mu raczej za pomocnika niż samemu brylując na salonach. Zmieniało się to jednak ostatnio w dość szybkim tempie i chyba każdy to zauważył, kto choć trochę przykładał wagę do takich spraw. Siostry Foster na pewno, były raczej na bieżąco ze wszelkimi zmianami, nowościami, plotkami także, choć wiadomo jak to z tymi ostatnimi bywa. Warto jednak wiedzieć jak najwięcej, przynajmniej według Mercy i Djuny. Stopniowe wybijanie się młodego McDonalda nie przeszło więc niezauważone dla tej dwójki. Na pewno przy obecnym jego stanie - zmęczeniu i alkoholu, mogłaby odpowiednio poprowadzonymi słowami wyciągnąć od niego ciut więcej, niż chciałby powiedzieć, ale nie miała takiej potrzeby. To nie zostawiło by zbyt dobrego pierwszego wrażenia i na pewno nie nastroiło Rhysa do powrotów do Rapture, a tym bardziej do rozmowy z Mercy. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi..
- Wielu tak uważa - uśmiechnęła się, myśląc o tym, że to, co wydaje się wielu osobom nie jest tym, co jest prawdą. I uważanie się za lepszego, bo ich praca nie zawiera w sobie elementu ekstrementów była śmieszna. W końcu gdyby nie McDonald.. Zostawmy jednak te całkiem nieprzyjemne tematy. Nie wydawała się zniesmaczona, oburzona czy jakkolwiek skrzywiona jego słownictwem czy poruszonym przez niego tematem, a może sposobem jego poruszenia. W obecnej chwili nie widziała powodu, by robić z siebie delikatnego kwiatuszka, lilijkę na wietrze.
- Ja rownież dziękuję, mam nadzieję, że jeszcze znajdziemy czas, by porozmawiać - odpowiedziała, również nie kłamiąc w tym momencie, Rhys wydawał się mieć zadatki na ciekawego rozmówcę. Po jego wyjściu odpaliła papierosa, spędzając jeszcze chwilę przy barowej ladzie, zapewne rozmawiając z tym czy owym, o pierdołach i niczym konkretnym, jak to miało miejsce w Rapture. Była mistrzem nic nie znaczących rozmów o wszystkim i niczym, z tego składało się dużo czasu spędzonego w klubie i tego od niej, poniekąd, wymagano. Później wróciła do swojej spokojnej loży, gdzie spędziła jeszcze jakiś czas, zanim wróciła do domu.

~~~~~~

Faktycznie, nie mieli czasu by porozmawiać jeszcze przez jakiś czas, nawet jeśli Rhys odwiedzał Rapture. Czasem sióstr zwyczjanie nie było, czasem każde z nich zajęte było czym innym i ograniczali się do skinięcia głową na powitanie, jeśli nie mieli okazji do siebie podejsć by wymienić kilka uprzejmych, bezsensownych słów. Pewnie zresztą obydwoje szybko zauważyli, że tej drigiej stronie naprawdę wystarczy skinięcie głową czy uśmiech, small talk są niepotrzebne i niczego nie wnoszą, zapychają jedynie czas bezsensownymi interakcjami. Minął w ten sposób prawie rok, ciężko stwierdzić czy to dużo czy nie, zapewne zależnie kogo zapytać..
Miał szczęście, jeśli chciał trafić na młodszą z sióstr Foster - była w Rapture. Usadowił się wygodnie przed barem, rozglądajac się i przyglądając - zapewne nie tylko gościom, ale także akrobatyczkom i gimnastyczkom naokoło. Escortki przesuwały się po Rapture, któraś zapewne zagadała do Rhysa, jako że był sam, ale wiedział już zapewne jak to wygląda, więc nie było problemem odprawienie kobiety - jeśli chciał. Marceline pojawiła się, schodząc ze schodów z boku sali, rozmawiając, a co bardziej prawdopodobne - wnioskując z jej mowy ciała - wydając polecenia jednemu z pracowników, idącemu o krok za nią i słuchającemu uważnie. Zajęta, nie rozglądała się po sali. Przystanęła u dołu schodów, dokończyła rozmowę, ale nie wydawało się, by mówiła cokolwiek niemiłego. W końcu przeszła przez salę do jednego ze stolików oznaczonego jako "zarezerwowany" i usiadła przy nim, wyciągając z torebki ozdobną lufkę i papierosa - aromatyzowaną cygaretkę, odpalając go patrzyła na scenę, gdzie rozstawiony był właśnie zespół, jeden z często grających w Rapture, z kobiecym wokalem. Dwie minuty później kelner ściągnął ze stolika kartkę z rezerwacją i postawił drinka przed Mercy, która wpatrywała się w scenę, wydając się zamyśloną albo całkiem pochłoniętą tym, co działo się przed nią i nad samą sceną, gdzie swoje miejsce miały dziewczyny na szarfach. Raczej nie byla w obecnej chwili niczym zajęta.
Przesunęła wzrokiem po sali kilka minut później, wyławiając wzrokiem z niej Rhysa. Uśmiechnęła się w jego stronę i wskazała dłonią krzesło obok siebie, unosząc pytająco brew.
Sponsored content

Litości! Empty Re: Litości!

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach