- Marceline D. FosterŚnieżynka
It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 11:27 am
James Potter & Marceline Desideriee Foster
Rapture, 252r
Rapture, 252r
Która to godzina? Piąta? Zapewne bliżej świtu niż dalej, choć tutaj czasem miała wrażenie, że czas płynie inaczej. Jakby niezależnie od tego, co działo się na zewnątrz.
Ostatni goście już wyszli, pracownicy również opuścili lokal. Mercy została sama, siostra dzisiaj miała inne zajęcia. Siedziała właśnie przy długiej ladzie barowej na wysokim stołku. W jednej dłoni miała długą, ozdobną lufkę z aromatyzowanym papierosem, w drugiej papiery, faktury z dostaw. Obok niej stała ciężka kryształowa szklanka do whiskey, w połowie opróżniona. Siedziała prosto jak zawsze, w opinającej ciało sukni z interesująco wykrojonym, głębokim dekoltem.
Sprawdzała ilość przysłanych w ostatniej dostawie butelek szampana, zauważając że jest ich stanowczo za mało, a jej nikt nie poinformował o zaistniałej sytuacji. Nie miała zamiaru zastanawiać się czy alkoholu starczy na imprezę w wynajętej części Rapture, gdzie jeden z bogaczy postanowił zarezerwować miejsce na swoją urodzinową imprezę.
Zmęczona, zakopana w papierach nie zwracała uwagi na otoczenie, nie miała po co - w końcu drzwi były pozamykane, wszyscy wyszli.
- James PotterNowicjusz
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 11:47 am
Przenikliwy i ostry niczym sztylet chłód nocy, czy raczej można powiedzieć poranka, dawał o sobie znać, wdzierając się przez nieszczelne okna magazynu. Od kilku godzin cierpliwie czekałem, aż echo muzyki wreszcie ucichnie. To miał być znak, że mogę zaczynać. Bywałem w lokalu tym już kilkukrotnie, to też rozkład pomieszczeń znałem na pamięć. Owszem do biura, czy też prywatnych pokoi nie wchodziłem, jednakże potrafiłem je zlokalizować.
Cały na czarno w ściśle przylegającym strój przemykałem niczym cień pod ścianami, a buty o specjalnej kauczukowej podeszwie tłumiły echo mych kroków. Cel był w zasięgu wzroku.
Oczywiście plan zakładał jedynie drobne wymuszenie i przerażenie właścicielki lokalu to też zabezpieczyłem swą anonimowość po przez kominiarkę. Nazbyt ceniłem sobie ten klub jazzowy, by przez taki błąd, zaprzepaścić szansę na spędzenie z uroczymi damami wieczoru słuchając kojącej me serce muzyki.
Zbliżałem się powoli niczym leśny zwierz – wpatrzony w ofiarę, a będąc w dogodnej pozycji, uderzyłem. Raptownie, bez ostrzeżenia żelazny uścisk dłoni w skórzanych rękawiczkach poddusił kobietę i zdławił ewentualny krzyk.
– Spokojnie – rzekłem delikatnym głosem wprost do ucha właścicielki – jesteś zbyt cenna, by Cię zabić – uśmiechnąłem się chytrze.
Cały na czarno w ściśle przylegającym strój przemykałem niczym cień pod ścianami, a buty o specjalnej kauczukowej podeszwie tłumiły echo mych kroków. Cel był w zasięgu wzroku.
Oczywiście plan zakładał jedynie drobne wymuszenie i przerażenie właścicielki lokalu to też zabezpieczyłem swą anonimowość po przez kominiarkę. Nazbyt ceniłem sobie ten klub jazzowy, by przez taki błąd, zaprzepaścić szansę na spędzenie z uroczymi damami wieczoru słuchając kojącej me serce muzyki.
Zbliżałem się powoli niczym leśny zwierz – wpatrzony w ofiarę, a będąc w dogodnej pozycji, uderzyłem. Raptownie, bez ostrzeżenia żelazny uścisk dłoni w skórzanych rękawiczkach poddusił kobietę i zdławił ewentualny krzyk.
– Spokojnie – rzekłem delikatnym głosem wprost do ucha właścicielki – jesteś zbyt cenna, by Cię zabić – uśmiechnąłem się chytrze.
- Marceline D. FosterŚnieżynka
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 11:53 am
Tak, było zimno i kobieta rozważała nawet przez chwilę przejście się na górę, gdzie miała coś cieplejszego. Dała sobie jednak spokój, zbyt wiele wysiłku wymagało to teraz, gdy była zmęczona. Zapewne utulona ciepłym okryciem postanowiła by iść spać szybciej, niż planowała.
I zapewne to zmęczenie i kompletne zajęcie myśli spowodowało, że niczego nie usłyszała. Pomijając to, że zwyczajnie była przekonana, że w środku nikogo nie ma - drzwi zawsze były zamykane, szczególnie te na zaplecze, frontowe zresztą zamykała sama za ochroniarzami jakiś czas temu.
Popadła więc w zamyślenie, licząc w myślach ceny produktów z tabelek.. Trzy skrzynki wódki, dwie szampana.. Za mało, za mało, dlaczego tyle przysłali? Na pewno zamawiała wiecej szampana, szykują się urodziny jednego z gości, prosił o zarezerwowanie kilku lóż, musi je domówić i to szybko, a przy okazji porozmawiać sobie z dostawcą, bo nie przypomina sobie, by ktokolwiek informował ją o takich brakach w dostawie...
... i w tym momencie męska dłoń zacisnęła się na jej ustach, Mercy nie miała możliwości krzyknąć, choć nabrała w płuca powietrze, zaciągając się zapachem skóry, rękawiczek napastnika. Szklana lufka papierosa wypadła jej z dłoni, roztrzaskując się na podłodze gdy kobieta złapała za przedramię mężczyzny, zaciskając na nim palce, próbując odciągnąć od ust, panna Marceline zesztywniała, kalkulując. Skąd się tu znalazł, jak wszedł do środka? Czy na pewno zamknęła drzwi? Czy zna ten głos? Czy mogła się tego spodziewać? Powinna. Powinna zostawiać tutaj jednego z ochroniarzy na całą dobę, ale przecież sama była tutaj by pilnować.. Aż w myślach zaśmiała się gorzko. Za głupotę się płaci, moja droga. Oddychała ciężko, w głowie zaczęło jej się kręcić, adrenalina krążyła w żyłach, nadmiar tlenu powodował zawroty głowy.
Myśl, szybko, myśl.
Nie była typem zastygającym w przerażeniu, dlatego teraz złapała ciężką kryształową szklankę, z której piła i zamachnęła się w tył, z zamiarem roztrzaskania jej na glowie napastnika.
A ze strony Jamesa? Pachniała konwalią, lekko, nie natrętnie, słodko. Dziwnie dziewczęco, jak na taką kobietę jak ona. Mimo swojego wzrostu (a moze tych wiecznych szpilek na nogach?) wydawała się raczej delikatna, pewnym było, że nie jest to osoba parająca się fizyczną pracą.
I zapewne to zmęczenie i kompletne zajęcie myśli spowodowało, że niczego nie usłyszała. Pomijając to, że zwyczajnie była przekonana, że w środku nikogo nie ma - drzwi zawsze były zamykane, szczególnie te na zaplecze, frontowe zresztą zamykała sama za ochroniarzami jakiś czas temu.
Popadła więc w zamyślenie, licząc w myślach ceny produktów z tabelek.. Trzy skrzynki wódki, dwie szampana.. Za mało, za mało, dlaczego tyle przysłali? Na pewno zamawiała wiecej szampana, szykują się urodziny jednego z gości, prosił o zarezerwowanie kilku lóż, musi je domówić i to szybko, a przy okazji porozmawiać sobie z dostawcą, bo nie przypomina sobie, by ktokolwiek informował ją o takich brakach w dostawie...
... i w tym momencie męska dłoń zacisnęła się na jej ustach, Mercy nie miała możliwości krzyknąć, choć nabrała w płuca powietrze, zaciągając się zapachem skóry, rękawiczek napastnika. Szklana lufka papierosa wypadła jej z dłoni, roztrzaskując się na podłodze gdy kobieta złapała za przedramię mężczyzny, zaciskając na nim palce, próbując odciągnąć od ust, panna Marceline zesztywniała, kalkulując. Skąd się tu znalazł, jak wszedł do środka? Czy na pewno zamknęła drzwi? Czy zna ten głos? Czy mogła się tego spodziewać? Powinna. Powinna zostawiać tutaj jednego z ochroniarzy na całą dobę, ale przecież sama była tutaj by pilnować.. Aż w myślach zaśmiała się gorzko. Za głupotę się płaci, moja droga. Oddychała ciężko, w głowie zaczęło jej się kręcić, adrenalina krążyła w żyłach, nadmiar tlenu powodował zawroty głowy.
Myśl, szybko, myśl.
Nie była typem zastygającym w przerażeniu, dlatego teraz złapała ciężką kryształową szklankę, z której piła i zamachnęła się w tył, z zamiarem roztrzaskania jej na glowie napastnika.
A ze strony Jamesa? Pachniała konwalią, lekko, nie natrętnie, słodko. Dziwnie dziewczęco, jak na taką kobietę jak ona. Mimo swojego wzrostu (a moze tych wiecznych szpilek na nogach?) wydawała się raczej delikatna, pewnym było, że nie jest to osoba parająca się fizyczną pracą.
- James PotterNowicjusz
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:00 pm
Subtelna aura, którą promieniała właścicielka klubu nieco, pokrzyżowała me zamiary. Kobieta sprawiała wrażenie drobnej i bezbronnej ptaszyny, acz jeno był to pozór, pułapka, w którą niebacznie wpadłem. Delikatna woń perfum o zapachu konwalii wdarła się nieproszona do mych nozdrzy. Zrazu zdała się tak odrealniona, niecodzienna, a zarazem swojska i przyjemna, że aż pomyśleć można, iż nie pannę Marceline trzymam w ramionach, a wiosnę. Próba unieruchomienia kobiety z pozoru prosta wymknęła się ostatecznie spod kontroli, a szybująca w mą stronę kryształowa szklanka na whisky rosła mi w oczach.
Lekkim, acz stanowczym ruchem odepchnąłem niewiastę, przy tym unikając jej uderzenia.
– Waleczna z pani kobieta – stwierdziłem – ale już wystarczająco widziałem – w tym momencie wyjąłem za pasa rewolwer i wymierzyłem w blondynkę. Nie zwykłem celować do kobiet, jednakże chciałem nieco utemperować zapędy właścicielki, która okazała się niezwykle waleczna.
– Czy możemy porozmawiać? – starałem się mówić spokojnie, ba życzliwie nawet. Pomimo, iż serce w mej piersi waliło jak oszalałe.
Nie mogłem zaprzeczyć, że kobieta pomimo swego wieku i późnej pory prezentowała się zjawiskowo. Byłem przygotowany na to oczywiście, ale w głębi ducha spodziewałem się zastania jej w nieco gorszej kondycji wizualnej, a tu proszę miła niespodzianka. Przyznam, że na dość swobodne myśli pozwalałem sobie, ale tak to jest, gdy zlecenie ma być przeobrażone w żart. Zapewne, gdyby nie sytuacja finansowa nigdy bym takiej śmiesznej roboty nie przyjął, cóż ostatnio chyba zanikła potrzeba na zabójców, a szkoda, bo kilka głów mogłoby zlecieć z piedestału…
Lekkim, acz stanowczym ruchem odepchnąłem niewiastę, przy tym unikając jej uderzenia.
– Waleczna z pani kobieta – stwierdziłem – ale już wystarczająco widziałem – w tym momencie wyjąłem za pasa rewolwer i wymierzyłem w blondynkę. Nie zwykłem celować do kobiet, jednakże chciałem nieco utemperować zapędy właścicielki, która okazała się niezwykle waleczna.
– Czy możemy porozmawiać? – starałem się mówić spokojnie, ba życzliwie nawet. Pomimo, iż serce w mej piersi waliło jak oszalałe.
Nie mogłem zaprzeczyć, że kobieta pomimo swego wieku i późnej pory prezentowała się zjawiskowo. Byłem przygotowany na to oczywiście, ale w głębi ducha spodziewałem się zastania jej w nieco gorszej kondycji wizualnej, a tu proszę miła niespodzianka. Przyznam, że na dość swobodne myśli pozwalałem sobie, ale tak to jest, gdy zlecenie ma być przeobrażone w żart. Zapewne, gdyby nie sytuacja finansowa nigdy bym takiej śmiesznej roboty nie przyjął, cóż ostatnio chyba zanikła potrzeba na zabójców, a szkoda, bo kilka głów mogłoby zlecieć z piedestału…
- Marceline D. FosterŚnieżynka
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:04 pm
Odepchnięta, oparła się o blat baru i obrocila natychmiast, by nie stać tyłem do mężczyzny, który w tym momencie wyciągał broń i mierzył w nią. Nie odpowiedziała na jego komentarz, bo też nie widziała takiej potrzeby. Waleczna? Zapewne. Być może. Kto by nie walczył, gdyby bal się, że może chodzić o jego życie? Tylko samobójca. A i tutaj nie była pewna, ludzie mogli mówić, że pragną umrzeć dopóki nie dochodziło do tego momentu, chwilę przed. Okazywało się jednak, że desperacko pragną żyć, potrzebują tylko znaleźć się oko w oko ze śmiercią. Jak ona teraz. Absurdalnie przez myśl przeszło jej, że technika idzie naprzód. Rewolwer zamiast kosy. Industrializacja śmierci. Szybciej i efektywniej. Dlaczego by nie? A szata do ziemi przecież plącze się między nogami. Jakie to wygodne, czarny kombinezon. Wbrew pozorom, przyglądając się napastnikowi Mercy nie wyglądała na wystraszoną. Bardziej na.. złą. Oparła się plecami o blat, zerknela na odłamki ciężkiej, kryształowej szklanki na podłodze i wróciła spojrzeniem do ubranej na czarno męskiej sylwetki.
- Czego Pan chce? - zapytała od razu po jego pytaniu. Na myśl przychodziło jej wiele rzeczy, ale nie będzie się tutaj bawić w zgadywanki. Wolała pytać wprost, jeśli miało chodzić o nią. Oddychała jednak ciężko, nabierajac powietrza pełna piersią, to zdradzało jej stres. Ciężko się dziwić..
- Czego Pan chce? - zapytała od razu po jego pytaniu. Na myśl przychodziło jej wiele rzeczy, ale nie będzie się tutaj bawić w zgadywanki. Wolała pytać wprost, jeśli miało chodzić o nią. Oddychała jednak ciężko, nabierajac powietrza pełna piersią, to zdradzało jej stres. Ciężko się dziwić..
- James PotterNowicjusz
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:08 pm
Mierzyłem kobietę ciekawym spojrzeniem, a oczy me wędrowały po jej ciele z przyjemnością. Stanowcza mina i lodowate spojrzenie błękitnych oczu zdradzało twardy i władczy charakter. Jednak pozycja, w jakiej się znalazła była, aż nadto stresująca, mimo to sądziłem, że zdoła ukryć przede mną ten fakt – myliłem się.
Z jednej strony taki obrót spraw był mi na rękę i nie miałem nic przeciwko postawieniu sprawy jasno.
– Przysłano mnie, bym panią przestraszył – cóż, może i brzmiało to trywialnie, ale taka była prawda. A kobieta mogła odetchnąć z ulgą. Mimo to broń dopiero po dłuższej chwili opuściłem.
Obserwowałem ją uważnie, oddychała szybko i przez moment obawiałem się, że nie zachowa trzeźwości umysłu.
– Posiadasz wspaniałych przyjaciół – kwaśno stwierdziłem i bez żadnych ceregieli usiadłem przy barze wyciągając z wewnętrznej kieszeni papierośnicę, poczęstowałem Marceline i sam sięgnąłem po jednego. Spojrzałem na nią nieco życzliwiej, lecz zdawałem sobie sprawę z tego, iż mam w dalszym ciągu maskę na twarzy to też postanowiłem się z nią rozstać.
– Skoro moje zadanie się powiodło to, może usiądziesz i napijemy się czegoś? – rzuciłem dość śmiało – uśmiechając się przy tym ujmująco.
Z jednej strony taki obrót spraw był mi na rękę i nie miałem nic przeciwko postawieniu sprawy jasno.
– Przysłano mnie, bym panią przestraszył – cóż, może i brzmiało to trywialnie, ale taka była prawda. A kobieta mogła odetchnąć z ulgą. Mimo to broń dopiero po dłuższej chwili opuściłem.
Obserwowałem ją uważnie, oddychała szybko i przez moment obawiałem się, że nie zachowa trzeźwości umysłu.
– Posiadasz wspaniałych przyjaciół – kwaśno stwierdziłem i bez żadnych ceregieli usiadłem przy barze wyciągając z wewnętrznej kieszeni papierośnicę, poczęstowałem Marceline i sam sięgnąłem po jednego. Spojrzałem na nią nieco życzliwiej, lecz zdawałem sobie sprawę z tego, iż mam w dalszym ciągu maskę na twarzy to też postanowiłem się z nią rozstać.
– Skoro moje zadanie się powiodło to, może usiądziesz i napijemy się czegoś? – rzuciłem dość śmiało – uśmiechając się przy tym ujmująco.
- Marceline D. FosterŚnieżynka
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:09 pm
Skrzywiła się widząc, jak ją obserwuje. Czy to był pierwszy raz, kiedy coś takiego jej przeszkadzało? Zapewne nie, niektórzy patrzyli się, nawet tutaj, wyraźnie nachalnie i po prostu chamsko. Może to kwestia ilości buzujących we krwi procentów, a może nie. Zawsze jednak wychodziła z założenia, że nic jej się nie stanie. Ma naokoło siebie ochronę, innych ludzi, gdziekolwiek była. Nie dopuszczała do sytuacji.. takich jak ta. A jednak byli tutaj, mężczyzna zachowywał się jakby świetnie się bawił.
- Kto? - zapytała prosto, choć oczywiście myślała już o tym, kto mógłby być tak zabawnym znajomym i dlaczego. Czy to forma groźby? Tak to wyglądało. Ciężko jednak rzucać groźby, jeśli ofiara nie ma odniesienia i nie ma pojęcia o co może chodzić. Najwidoczniej jednak będą musiały wzmóc ochronę, szczególnie swoich osób, i ona i Djuna.
Nie, nie odetchnęła z ulgą. Nie uspokoiło ją podejście Pottera, ale czy można jej się w tej sytuacji dziwić?
Ujmujące uśmiechy działają w pewnych sytuacjach, a taka jak ta nie jest na liście. Nawet na szarym końcu.
Odmówila przyjęcia papierosa, spojrzała znów na rozbitą lufkę na podłodze. Ściągnęła z blatu kopertówkę na cienkim łańcuszku i ruszyła za bar, gdy za niego weszła, prawą dłonią sunęła po półce pod blatem, na której często był.. nie. Nie tym razem. Stanęła naprzeciw mężczyzny, oddzielona od niego szeroką barową ladą. W godzinach otwarcia była tu broń, na sytuacje ekstremalne. Teraz została schowana, a Mercy wiedziała, że nie jest w stanie po nią sięgnąć.
- Proponujesz mi drinka w moim klubie? - uniosła brew, a minę miała conajmniej nieprzyjemną. Cóż, panna Foster może i była ładna, ale być może wcale nie była przyjemna. Zapewne James nie miał z nią bezposredniego kontaktu wcześniej, nawet jeśli odwiedzał Rapture. Mógł ją widzieć uśmiechniętą wśród innych gości, czasem stonowaną, władczą i zimną, ale nie tak, jak teraz. Skąd w jej spojrzeniu brała się taka pogarda?
Przyjrzała się uważnie jego twarzy, gdy ściągnął maskę. Zmarszczyła brwi, przekrzywiła głowę w bok, nieznacznym lekkim gestem. Na razie jednak nie odezwała się. Wyszukała w torebce własną papierośnicę, wyciągnęla z niej aromatyzowaną cygaretkę, zmarszczyła nos w niezadowoleniu z braku lufki.
Cała ta sytuacja sprawiła, że pokazywała swoje emocje mocniej, niż by sobie życzyła. Musi się uspokoić.
- Kto? - zapytała prosto, choć oczywiście myślała już o tym, kto mógłby być tak zabawnym znajomym i dlaczego. Czy to forma groźby? Tak to wyglądało. Ciężko jednak rzucać groźby, jeśli ofiara nie ma odniesienia i nie ma pojęcia o co może chodzić. Najwidoczniej jednak będą musiały wzmóc ochronę, szczególnie swoich osób, i ona i Djuna.
Nie, nie odetchnęła z ulgą. Nie uspokoiło ją podejście Pottera, ale czy można jej się w tej sytuacji dziwić?
Ujmujące uśmiechy działają w pewnych sytuacjach, a taka jak ta nie jest na liście. Nawet na szarym końcu.
Odmówila przyjęcia papierosa, spojrzała znów na rozbitą lufkę na podłodze. Ściągnęła z blatu kopertówkę na cienkim łańcuszku i ruszyła za bar, gdy za niego weszła, prawą dłonią sunęła po półce pod blatem, na której często był.. nie. Nie tym razem. Stanęła naprzeciw mężczyzny, oddzielona od niego szeroką barową ladą. W godzinach otwarcia była tu broń, na sytuacje ekstremalne. Teraz została schowana, a Mercy wiedziała, że nie jest w stanie po nią sięgnąć.
- Proponujesz mi drinka w moim klubie? - uniosła brew, a minę miała conajmniej nieprzyjemną. Cóż, panna Foster może i była ładna, ale być może wcale nie była przyjemna. Zapewne James nie miał z nią bezposredniego kontaktu wcześniej, nawet jeśli odwiedzał Rapture. Mógł ją widzieć uśmiechniętą wśród innych gości, czasem stonowaną, władczą i zimną, ale nie tak, jak teraz. Skąd w jej spojrzeniu brała się taka pogarda?
Przyjrzała się uważnie jego twarzy, gdy ściągnął maskę. Zmarszczyła brwi, przekrzywiła głowę w bok, nieznacznym lekkim gestem. Na razie jednak nie odezwała się. Wyszukała w torebce własną papierośnicę, wyciągnęla z niej aromatyzowaną cygaretkę, zmarszczyła nos w niezadowoleniu z braku lufki.
Cała ta sytuacja sprawiła, że pokazywała swoje emocje mocniej, niż by sobie życzyła. Musi się uspokoić.
- James PotterNowicjusz
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:12 pm
Kobiecie widocznie przeszkadzało moje spojrzenie rozumiałem to doskonale i zmieniłem punkt zahaczenia. Nie miałem zamiaru jej nadmiernie irytować, a przez co dziś przeszła wystarczyło, chyba?
Niestety problem przy takich zleceniach polegał na tym na ile można sobie pozwolić względem ofiary, a w tym przypadku nie dostałem jasnych instrukcji. Owszem człowiek, który to zaplanował, był chytrym lisem i zapewne będzie chciał w przyszłości spróbować przejąć kontrolę nad siostrzanym interesem, ale to nie było już moje zmartwienie.
Pytanie Marceline, wisiało przez dość długi czas w powietrzu zanim raczyłem na nie odpowiedzieć.
– Panno Foster, proszę nie zadawać głupich pytań – skarciłem lekko – wie pani dobrze, że nie odpowiem na tak oczywiste pytanie – wypowiedź zakończyłem lekko sarkastycznym tonem.
Kłęby szarego dymu opuścił me usta i na moment przesłonił widok na blondynkę, a ta jak każda mała żmija postanowiła sięgnąć po argumenty – niestety, zawiodła się.
– Klasyczna kryjówka – odparłem sucho nie patrząc na wyraz jej twarzy, który w tej chwili mógł być zabawny.
Widząc, że o drinka będzie ciężko pofatygowałem swe cztery litery i zawędrowałem pod wielką ścianę z wszelkiej maści napojami wyskokowymi. Wziąłem z półki mile znanego mi single malta i rozlałem bursztynowy trunek do dwóch szklanek, bez słowa zmoczyłem usta.
– Świetny rocznik – odparłem, siląc się przy tym na lekki uśmiech. Oparłem się łokciem o blat i niefrasobliwie spojrzałem w błękitne oczęta, które gdyby tylko mogły, bez wątpienia zmieniły by mnie w bryłę lodu.
– Twoje zdrowie Królowo Śniegu….
Niestety problem przy takich zleceniach polegał na tym na ile można sobie pozwolić względem ofiary, a w tym przypadku nie dostałem jasnych instrukcji. Owszem człowiek, który to zaplanował, był chytrym lisem i zapewne będzie chciał w przyszłości spróbować przejąć kontrolę nad siostrzanym interesem, ale to nie było już moje zmartwienie.
Pytanie Marceline, wisiało przez dość długi czas w powietrzu zanim raczyłem na nie odpowiedzieć.
– Panno Foster, proszę nie zadawać głupich pytań – skarciłem lekko – wie pani dobrze, że nie odpowiem na tak oczywiste pytanie – wypowiedź zakończyłem lekko sarkastycznym tonem.
Kłęby szarego dymu opuścił me usta i na moment przesłonił widok na blondynkę, a ta jak każda mała żmija postanowiła sięgnąć po argumenty – niestety, zawiodła się.
– Klasyczna kryjówka – odparłem sucho nie patrząc na wyraz jej twarzy, który w tej chwili mógł być zabawny.
Widząc, że o drinka będzie ciężko pofatygowałem swe cztery litery i zawędrowałem pod wielką ścianę z wszelkiej maści napojami wyskokowymi. Wziąłem z półki mile znanego mi single malta i rozlałem bursztynowy trunek do dwóch szklanek, bez słowa zmoczyłem usta.
– Świetny rocznik – odparłem, siląc się przy tym na lekki uśmiech. Oparłem się łokciem o blat i niefrasobliwie spojrzałem w błękitne oczęta, które gdyby tylko mogły, bez wątpienia zmieniły by mnie w bryłę lodu.
– Twoje zdrowie Królowo Śniegu….
- Marceline D. FosterŚnieżynka
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:14 pm
Nadmiernie irytować było w typ przypadku niedopowiedzeniem i to sporym. Nie wiedziała czy dało by się ją zirytować bardziej w tym momencie, choć pewnie mógł próbować. I właściwie robił to uparcie. Czy finalnie mógłby wyprowadzić ją z równowagi? Tego nie wie nikt. Na razie Mercy była zajęta, głównie tym, że ten mężczyzna wciąż tu był. Myślenie nad tym kto i dlaczego zostawiła sobie na później, gdy już będzie sama. Fuknęła cicho, dając wyraz swojemu niezadowoleniu. Oczywiście, że nie spodziewała się dowiedzieć kto zlecił całą tę farsę, ale dlaczego nie miała by spróbować? To jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiło. Chociaz w tej sytuacji.. Ciężko powiedzieć jak mogło się to na niej odbić, jakby nie było to nie ona miała tu przewagę, co ją koszmarnie irytowało. Nic, czego nie można by się spodziewać po pannie Foster, choć wydawała się trzymać nerwy na wodzy. Kolejne skrzywienie.
- Nie szkodzi sprawdzić - rzuciła nad wyraz lekko. W końcu kto nie próbuje ten nie pije szampana, mogło się udać. Rożne rzeczy udają się ludziom, którzy próbują. I nic nie udaje się tym, którzy nie próbują.
Nie spuszczała z niego spojrzenia, gdy podniósł się i ruszył za bar, za który ona - było nie było - wycofała się chwilę wcześniej. Obserwowała jak wybiera whiskey, nalewa ją. Nie przepadała za tą akurat, nie widziała jednak powodu, by go o tym uświadamiać.
- Mogłabym to nawet potraktować jako komplement, gdyby nie okoliczności - skomentowała kwaśno. Odpaliła papierosa, zaciągnęła się nim głęboko, wydmuchnęła dym, pachnący czekoladą, chwilę później. Pomyślała, że tym razem to na uspokojenie przydałoby się coś innego z zapasów klubu, tych nieoficjalnych. Nie było na to jednak teraz miejsca.
- I to wszystko? Żadnej wiadomości, mrożącego krew w żyłach liściku, krótkich i bardzo ważnych słów do przekazania? - uniosła brew.
- Nie szkodzi sprawdzić - rzuciła nad wyraz lekko. W końcu kto nie próbuje ten nie pije szampana, mogło się udać. Rożne rzeczy udają się ludziom, którzy próbują. I nic nie udaje się tym, którzy nie próbują.
Nie spuszczała z niego spojrzenia, gdy podniósł się i ruszył za bar, za który ona - było nie było - wycofała się chwilę wcześniej. Obserwowała jak wybiera whiskey, nalewa ją. Nie przepadała za tą akurat, nie widziała jednak powodu, by go o tym uświadamiać.
- Mogłabym to nawet potraktować jako komplement, gdyby nie okoliczności - skomentowała kwaśno. Odpaliła papierosa, zaciągnęła się nim głęboko, wydmuchnęła dym, pachnący czekoladą, chwilę później. Pomyślała, że tym razem to na uspokojenie przydałoby się coś innego z zapasów klubu, tych nieoficjalnych. Nie było na to jednak teraz miejsca.
- I to wszystko? Żadnej wiadomości, mrożącego krew w żyłach liściku, krótkich i bardzo ważnych słów do przekazania? - uniosła brew.
- James PotterNowicjusz
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:19 pm
Sączyłem bursztynowy trunek w pozornej jeno zadumie. Ukradkiem przyglądałem się otoczeniu. Co prawda byłem już w tym lokalu nie raz i poznałem go na wskroś, lecz mimo to wystrój wnętrza za każdym razem wywoływał miłe mej artystycznej duszy doznania. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach przyszło owe wnętrze podziwiać, ale cóż taka praca – dopiłem drinka.
Nie miałem zamiaru osuszać asortymentu widocznego na półkach, chodź przyznam szczerze ochota niewątpliwie była. Musiałem powoli uciekać wszak nie do końca bowiem byłem pewien co porabia siostra mojej towarzyszki, a im mniej osób mnie tu widziało tym bezpieczniej.
– Nie zwykłem stosować tego ty zagrywek – odparłem lekko – jednak..., co nieco zdradzę – może wypity alkohol dodał mi ferworu do dalszego ciągu „słownych igraszek” z Marceline, a może chciałem jedynie nieco ustabilizować nasze relacje? Z myślą o tym schowałem broń do kabury uznając, że dzisiejszej nocy nie będzie użyteczną.
– Moja droga – zacząłem – życie w tym mieście to nieustanna walka o przetrwanie niezależnie od stopnia majętności, czy posiadanego nazwiska. Ot, przykład, kiedy bardzo wpływowy mąż stanu ma jakąś zachciankę osoba taka jak ja. Ją na ogół wykonuje, gdyż jest to opłacalne. Tak też, było w twoim przypadku. Mogłaś trafić o wiele gorzej, uwierz mi. Nie każdy jest tak delikatny, a bywają tacy co to kobiecej czci nie uszanują. – Przerwałem, gdyż przypomniałem sobie o papierosie, który niemal już się cały wypalił, przypominając tym samym o nieubłaganym upływie czasu – zaciągnąwszy się kontynuowałem puszczając chmury dymu… – Krótko mówiąc miałem cię tylko wystraszyć, udało się, misja wykonana, a teraz czas na sowite honorarium, które nie omieszkam wydać w twoim lokalu – ton mego głosu był nad wyraz obojętny, a wzrok utkwił, gdzieś w przestrzeni.
Nie miałem zamiaru osuszać asortymentu widocznego na półkach, chodź przyznam szczerze ochota niewątpliwie była. Musiałem powoli uciekać wszak nie do końca bowiem byłem pewien co porabia siostra mojej towarzyszki, a im mniej osób mnie tu widziało tym bezpieczniej.
– Nie zwykłem stosować tego ty zagrywek – odparłem lekko – jednak..., co nieco zdradzę – może wypity alkohol dodał mi ferworu do dalszego ciągu „słownych igraszek” z Marceline, a może chciałem jedynie nieco ustabilizować nasze relacje? Z myślą o tym schowałem broń do kabury uznając, że dzisiejszej nocy nie będzie użyteczną.
– Moja droga – zacząłem – życie w tym mieście to nieustanna walka o przetrwanie niezależnie od stopnia majętności, czy posiadanego nazwiska. Ot, przykład, kiedy bardzo wpływowy mąż stanu ma jakąś zachciankę osoba taka jak ja. Ją na ogół wykonuje, gdyż jest to opłacalne. Tak też, było w twoim przypadku. Mogłaś trafić o wiele gorzej, uwierz mi. Nie każdy jest tak delikatny, a bywają tacy co to kobiecej czci nie uszanują. – Przerwałem, gdyż przypomniałem sobie o papierosie, który niemal już się cały wypalił, przypominając tym samym o nieubłaganym upływie czasu – zaciągnąwszy się kontynuowałem puszczając chmury dymu… – Krótko mówiąc miałem cię tylko wystraszyć, udało się, misja wykonana, a teraz czas na sowite honorarium, które nie omieszkam wydać w twoim lokalu – ton mego głosu był nad wyraz obojętny, a wzrok utkwił, gdzieś w przestrzeni.
- Marceline D. FosterŚnieżynka
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:20 pm
- Nie o tobie tu mowa, a o tym, kto cię.. wynajął - choć myślała nad tym słowem ułamek sekundy. Opłacił, wykupił, przekonał, cokolwiek. Nie miała pojęcia dlaczego mężczyzna podjął się tego zadania.
Uniosła brew słuchając jego słów. Jakby o tym nie wiedziała.. Nie powiedział jej nic nowego. Wiedziała jak działa świat - aż za dobrze. W końcu umiejętnie to wykorzystując i ona i Djuna ciągle robiły to, co robiły i w czym były całkiem dobre. I to nawet nie chodzi o prowadzenie Rapture.
Sama też dopalała papierosa, zapach czekolady roztaczał się naokoło niej, mieszał z delikatną wonią konwalii, która jednak była na tyle delikatna, że mogła ginąć w zapachu tytoniu.
- Wychodzi na to, że jeszcze dziękowac powinnam za twoją delikatność - prawie prychnęła, było słychać to w jej głosie. Rozbawienie i rozdrażenienie jednocześnie.
- Bywałeś tu, prawda? Pamiętam cię - zmrużyła jasnoniebieskie oczy, utkwiwszy je w mężczyźnie dopijającego alkohol z kryształowej szklanki.
Uniosła brew słuchając jego słów. Jakby o tym nie wiedziała.. Nie powiedział jej nic nowego. Wiedziała jak działa świat - aż za dobrze. W końcu umiejętnie to wykorzystując i ona i Djuna ciągle robiły to, co robiły i w czym były całkiem dobre. I to nawet nie chodzi o prowadzenie Rapture.
Sama też dopalała papierosa, zapach czekolady roztaczał się naokoło niej, mieszał z delikatną wonią konwalii, która jednak była na tyle delikatna, że mogła ginąć w zapachu tytoniu.
- Wychodzi na to, że jeszcze dziękowac powinnam za twoją delikatność - prawie prychnęła, było słychać to w jej głosie. Rozbawienie i rozdrażenienie jednocześnie.
- Bywałeś tu, prawda? Pamiętam cię - zmrużyła jasnoniebieskie oczy, utkwiwszy je w mężczyźnie dopijającego alkohol z kryształowej szklanki.
- James PotterNowicjusz
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:22 pm
Jadowity język Marceline dawał o sobie znać, cóż było robić? Niektóre kobiety takie właśnie są. Spojrzałem tęsknie na szklaneczkę whisky.
Nagle wstałem i bez słowa ruszyłem ku wyjściu, a mijając ją, czułem przemożną ochotę poskromienia tej błękitnookiej bryły lodu, lecz tego nie zrobiłem. Kierując swe kroki ku głównemu parkietowi, roztrząsałem głupie zachowanie i brak rozsądku odsłaniając twarz, a teraz przyjdzie się gdzieś zaszyć, za ten błąd.
– Bywałem, a jakże, lecz wątpię, byś mnie pamiętała, nie jestem raczej z tych, co przyciągają wzrok kobiet takich jak ty – odparłem, stojąc tyłem do właścicielki i zakładając kominiarkę. Zbyt długo tu siedziałem, a ta zwłoka mogła mnie słono kosztować, lepiej nie kusić licha.
– Miło było, ale na mnie już czas. Obyśmy się nigdy więcej nie spotkali, uwierz nie chciałabyś… – nie zdołałem ukryć zjadliwego tonu. Poprawiłem ubranie i skierowałem się w stronę magazynu. Szedłem wolno nie myśląc, by próbowała mnie zatrzymać, ba byłbym wielce zdziwiony, gdyby to zrobiła. Żałowałem jednego… i tego sobie nie daruję, iż nie wystraszyłem jej dostatecznie mocno tak, aby zapamiętała ten dzień na dłużej, ale w końcu to był tylko głupi kawał, czyż nie?
Nagle wstałem i bez słowa ruszyłem ku wyjściu, a mijając ją, czułem przemożną ochotę poskromienia tej błękitnookiej bryły lodu, lecz tego nie zrobiłem. Kierując swe kroki ku głównemu parkietowi, roztrząsałem głupie zachowanie i brak rozsądku odsłaniając twarz, a teraz przyjdzie się gdzieś zaszyć, za ten błąd.
– Bywałem, a jakże, lecz wątpię, byś mnie pamiętała, nie jestem raczej z tych, co przyciągają wzrok kobiet takich jak ty – odparłem, stojąc tyłem do właścicielki i zakładając kominiarkę. Zbyt długo tu siedziałem, a ta zwłoka mogła mnie słono kosztować, lepiej nie kusić licha.
– Miło było, ale na mnie już czas. Obyśmy się nigdy więcej nie spotkali, uwierz nie chciałabyś… – nie zdołałem ukryć zjadliwego tonu. Poprawiłem ubranie i skierowałem się w stronę magazynu. Szedłem wolno nie myśląc, by próbowała mnie zatrzymać, ba byłbym wielce zdziwiony, gdyby to zrobiła. Żałowałem jednego… i tego sobie nie daruję, iż nie wystraszyłem jej dostatecznie mocno tak, aby zapamiętała ten dzień na dłużej, ale w końcu to był tylko głupi kawał, czyż nie?
- Marceline D. FosterŚnieżynka
Re: It's that time of the night..
Pon Mar 05, 2018 12:24 pm
Powstrzymała odruch wzdrygnięcia się i obrócenia, gdy za nią przechodził. Z trudem, ale tego nie mógł wiedzieć. Spojrzała na niego dopiero gdy ruszył do wejścia, a raczej w tym przypadku wyjścia z klubu.
- Byłbyś zdziwiony ilu klientów Rapture pamiętam - odpowiedziała mu, nie podnosząc głosu, mimo że przecież odszedł już kawałek od barowej lady.
Wypuściła dym z ust, papieros dopalił się powoli. W tym się zgadzali. Nie chciałaby go więcej spotkać, na pewno nie w takich warunkach. Ciekawiło ją jednak, czy znów go tu ściągnie - skoro bywał już w klubie, to możliwe, że tu wróci. Ciekawa była ile mu to zajmie. Nie próbowała go zatrzymać. Za to gdy wyszedł, jednym łykiem opróżniła szklankę alkoholu, a potem nalała następną. To nic, że to ie jej ulubione whiskey, nie o smak teraz chodziło.
Ręce trzęsły jej się przy odpalaniu drugiego papierosa. Niedobrze.
Tej nocy nie mogła zasnąć.
Z Djuną porozmawiała na rano.
- Byłbyś zdziwiony ilu klientów Rapture pamiętam - odpowiedziała mu, nie podnosząc głosu, mimo że przecież odszedł już kawałek od barowej lady.
Wypuściła dym z ust, papieros dopalił się powoli. W tym się zgadzali. Nie chciałaby go więcej spotkać, na pewno nie w takich warunkach. Ciekawiło ją jednak, czy znów go tu ściągnie - skoro bywał już w klubie, to możliwe, że tu wróci. Ciekawa była ile mu to zajmie. Nie próbowała go zatrzymać. Za to gdy wyszedł, jednym łykiem opróżniła szklankę alkoholu, a potem nalała następną. To nic, że to ie jej ulubione whiskey, nie o smak teraz chodziło.
Ręce trzęsły jej się przy odpalaniu drugiego papierosa. Niedobrze.
Tej nocy nie mogła zasnąć.
Z Djuną porozmawiała na rano.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach